czwartek, 26 stycznia 2012

Towarzysz

Po wstępie może by tak o czymś konkretnym. Nie mam doświadczenia w tym blogowaniu. To chyba przychodzi w czasem, jak większość rzeczy. Póki co czuję się tutaj niezręcznie, mimo to spróbuje to kontynuować. Mam nadzieję, że się nie rozmyślę.


Pomysł na posta dziecinnie prosty. Przyszedł naturalnie. Powód - słuchawki na moich uszach. Karmię się muzyką ostatnio w dużych ilościach. Jest ona tym co chwilowo mnie trzyma przy zdrowych (chyba) zmysłach. Muzyka bez słów. Czyli ta, która stała się w ostatnich miesiącach moją miłością. Paradoksalnie - wyraża ona "więcej niż tysiąc słów". Na prawdę. Instrukcja obsługi jest prosta: włączasz i czekasz co się stanie. W żadnym wypadku nie oczekuj aż rozpocznie się pierwsza zwrotka. Wybacz, to nie nastąpi. Słowa pojawiają się sporadycznie. Wymagać to będzie cierpliwości od słuchacza, którego jedyna styczność z taką muzyką to ścieżka dźwiękowa do filmów. Wytrwałość popłaci, obiecuję. Pozwól tylko zatopić się własnym zmysłom w krajobrazie dźwięków jaki zarysuje przed Tobą muzyka. Wypada tak to nazwać - krajobrazy, oceany, przestrzenie. Bo taka jest ta muzyka, przestrzenna, o szerokiej palecie barw. Wytwarza całe "światy" emocji. "Muzyka", to brzmi bardzo nieprecyzyjnie i nie będzie mi wolno pozostać  przy tym ogólnym terminie. Tak więc chodzi o gatunki takie jak m. in. post-rock i ambient. Nie znam lepszych towarzyszy codzienności, niż właśnie te. Są dobre na każdy czas, przesiadywania przed komputerem, czytania książki, nauki, bezczynnego leżenia na łóżku, marzenia, spania. Muzyka jest dobra nawet na imprezę, bo stanowi neutralne i nienachalne tło, jak mało która.


Instrumentalna muzyka to wierny towarzysz. Można ją zabrać wszędzie. Świetnie sprawdza się też na spacerze, Szczególnie w jakiś malowniczych miejscach, gdy wędrujesz przed siebie bez określonego celu. Cenię ją bo pozwala się wyciszyć. Jeśli zbyt wiele spraw nie daje mi spokoju, kołacze się po głowie, to aplikuję sobie "dawkę" post rocka. Jest to lek zdrowy, nie można go przedawkować, efektów ubocznych nie stwierdzono. Brak słów jest wielką zaletą. Dzięki temu nie angażuje niepotrzebnie mózgu w zrozumienie ich treści, a to ważne jeśli muzyka ma dać relaks. Dlatego nazywam "to" muzyką, utworami, a nie piosenkami. Poza tym słowa są wg mnie przecenione. Dlaczego istnieje dyktat "piosenek", które chcą nam coś powiedzieć. Chyba nie zawsze tego potrzebujemy.  Nie potrzebujemy cały czas czyichś rad, ideologii, opisów stanów emocjonalnych, przygód itd. Słowa są przeceniane - to chyba dzisiaj aktualniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Zwłaszcza kiedy tak wielu wykonawców nie ma nam tak na prawdę nic ciekawego do powiedzenia. Dźwięki, które serwują nam komercyjne stacje (na szczęście Polskie Radio do nich nie należy), rzadko zachwycają. Szkoda że post rock jest dla nich za mało efektowny i nie da się na nim zarobić, ale to ze stratą dla radia. Chociaż to, że nie da się nim zarobić to nie do końca prawda. Są zespoły popularne. Choć wolę jednak niszowość, pieniądz często psuje muzykę, tzn. jego nadmiar.
No dobrze szeroki komentarz już jest, chyba za szeroki. Niech lepiej już przemówi muzyka.

2 komentarze:

  1. OO tak, dzięki Brate za ten utwór powyżej. Pozytywny kawałek i aż lepiej się oddycha po przesłuchaniu czegoś co pozwala zamknąć oczy i płynąć sobie razem z falującymi dźwiękami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, masz rację... słowa są przecenione...
    Chyba polubiłam taką muzykę, dzięki :)
    Czasem brak mi było czegoś, co nie angażuje myśli.

    OdpowiedzUsuń