środa, 29 lutego 2012

Mija już praktycznie miesiąc odkąd ostatni raz Ją widziałem. Emocje jakie towarzyszyły tamtym ostatnim dniom ucichły, ale nie umarły. Zostały zahibernowane. Gdyby nie to, raczej nie dałoby się razem w takim oddaleniu pozostawać. Ja tu żyję zdala od niej jakoś tak z dnia na dzień, zadowolony jestem z każdego, który minął, a który przybliża mnie do Niej. Staram się przy tym nie myśleć zbyt dużo, bo przegrałbym. Rozmowy wieczorne i pojedyncze wiadomości w ciągu dnia pomagają, trochę zmniejszają dystans. Jednak to dalej nie to samo. Jedna z tych wiadomości wczoraj podcięła mi nogi. Myślałem, że wszystko w miarę się ustatkowało i jakoś zmierza ku dobremu, ale nie. Nagle cios jak obuchem w tył głowy. Mimo wszystkich trudności idę dalej. Staram się, aby każdy kolejny dzień coś dobrego mi przyniósł. Nam przyniósł. Bo wszystko to co dobre tutaj mnie spotka chciałbym przelać potem na Nas. Ta nowa perspektywa jaką tutaj obrałem, na pewno pomoże spojrzeć na sprawy inaczej, mniej rutynowo. Jestem pewien, że w ogólnym rozrachunku pomimo miesięcy natarczywej tęsknoty to wszytko wyjdzie in plus. Innego wyjścia nie widzę.

Czasem jak patrzę na lśniące Douro, bardzo stare wieże kościołów, kolorowe kamienice, ludzi śmiejacych się na Ribeirze to mi serce rośnie, ale zarazem mi smutno, bo wszędzie tu jest tyle dobra które chciałbym Tobie pokazać, a nie mogę. Chciałbym się nim z Tobą dzielić. Chciałbym aby to dobro które śledzę teraz swoim oczami odbijało się w nich dla Ciebie każdego dnia od mojego powrotu, za każdym razem gdy Twoje oczy spotkają moje.

Mój towarzysz teraz to:







wtorek, 14 lutego 2012

Estudante estrangeiro

Upłynęło trochę wody w Douro od mojego ostatniego posta także wracam tutaj z nowym postem. Jestem 9 dzień w mieście Porto na balkonie Europy nazywanym Portugalią. Strach przed przybyciem tu, jaki paraliżował mi wszystkie kończyny oraz mózg, ustąpił. Całe szczęście bo napięcie jakie było we mnie było potężne, nie wytrzymałbym długo z tak silnym stresem. Ale to już przeszłość. Jestem tutaj i próbuję cały czas odnaleźć się w rzeczywistości jaka tu panuje. Jest ona na pewno bardzo odmienna od naszej na wielu płaszczyznach:
a) przestrzeń
Porto położone jest u ujścia rzeki Douro do Oceanu Atlantyckiego. Jego historyczna część jest przy tym położone na skarpie. Ta górzysta przestrzeń została w 100% przez ludzi wykorzystana. Stąd też masa wąskich ulic i schodów, których stromość i zawiłość jest przerażająca dla przeciętnego Polaka. Jeśli jesteśmy w dobrej formie to w porządku, bo wędrówki tymi uliczkami są nader przyjemne. Ciekawe jest błądzenie po tych przeuroczych uliczkach gdzie czas płynie znacznie wolniej. Porto przy tym wynagradza wytrwałych zdobywców jego zboczy.
b) jedzenie
Nie trzeba chyba tłumaczyć, że kuchnia portugalska sporo różni się od polskiej, to jasne. Jesteśmy nad Atlantykiem, jest tu dużo ryb, owoców morza, zamiłowanie do mięsa niemniejsze niż w Polsce. Chodzi mi bardziej o pory spożywania. Tutaj nie istnieją śniadania! Pierwszy posiłek spożywany jest najwcześniej o godzinie 12 (almoço). Następny między 19 a 21 (jantar) i więcej praktycznie nie ma. Bardzo to było dla mnie ciekawe. Nie wiem jeszcze czy ulegnę tutejszym zwyczajom. Na pewno czasami będę musiał temu zwyczajowi ulec.
c) ludzie
Bardzo ciekawi. Niestety jeszcze niezbyt wiem co mówią między sobą czy też do mnie. Jedynie pojedyncze zdania. Mimo wszystko mam zamiar dołożyć wszelkich starań aby zorzumieć ich mowę. Dzisiaj uczyniłem pierwszy krok w tym kierunku - opłaciłem mój intensywny mięsięczny kurs j. portugalskiego na moim wydziale. Mam nadzieję że przybliży mnie on do tych serdecznych i pomocnych ludzi otaczających mnie z każdej strony.
Poza Portugalczykami mam tu styczność oczywiscie z innymi zagranicznymi studentami. Będzie to dla mnie lekcja kulturowa oraz lekcja tolerancji. Okazało się, że będę mieszkać przez najbliższe miesiace z gościem z Turcji. Zobaczymy jak to będzie.

To tyle na dzisiaj.